„Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.” (Ew Mk 12, 38-44).
Uboga wdowa wrzuciła swoje ostatnie pieniądze do skarbony, z której ofiary przeznaczone były nie dla potrzebujących, ale na kult sprawowany w świątyni jerozolimskiej. Dla wielu jest to przykład marnotrawstwa albo nawet gorzej – dowód na to, ze przedstawiciele religijnej elity „objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy”. Również niektórzy ludzie wierzący skłaniają się ku temu, że środki materialne należy wykorzystywać przede wszystkim praktycznie: raczej na ubrania dla ubogich niż na szaty liturgiczne, raczej na szpitale i przedszkola nie na nowo budowane kościoły.
W tym współczesnym nastawieniu jest jakaś część prawdy. Od czasów Jezusa nasza wrażliwość na drugiego człowieka wzrasta i nie godzimy się już tak łatwo z ubóstwem, jakby było ono częścią odwiecznej, niezmiennej struktury świata. Wydaje się jednak, że zatraciliśmy coś z wrażliwości na sprawy Boże. W tym kontekście gest ubogiej wdowy jest gestem profetycznym: przypomnieniem, że Bóg jest nie tylko w nas, ale także ponad nami. Jeśli nie chcemy zacząć dusić się w coraz lepiej po ludzku urządzonym świecie, musimy ciągle wznosić swoje oczy ku górze.
Jezus nie wszedł „do świątyni zbudowanej rękami ludzkimi (…) ale do samego nieba”. Nasze ziemskiej świątyni – piękne budowle, obrzędy, stroje, gesty – są nam jednak potrzebne, nie jako wyraz ludzkiej pychy, ale jako niedoskonały obraz nieba, do którego zdążamy.
„Dawajcie, a będzie wam dane; miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. (Łk 6, 38).
Dodaj komentarz